czwartek, 29 października 2015

Rozdział I. Wywar radości

-Lis, co masz teraz?- spytałam, odgryzając kawałek tosta.
- Eeeeeeeeaaa- Lisa ziewnęła- eliksiry, dwie godziny. A ty?- odpowiedziała przyjaciółka. Spojrzałam na swój rozkład zajęć.
- Też. Daj mi swój plan- sięgnęłam nad jej śniadaniem. Miałyśmy cały tydzień te same lekcje. Nie zdziwiło mnie to. W trzeciej klasie Lisa nie zapisała się na żadne dodatkowe przedmioty. Twierdziła, że ma na to za mało czasu. Ja też nic nie wzięłam. I tak było tego za dużo.
-Gdzie jest Sam?- dopiero teraz zorientowałam się, że jest nas trójka.
- Obstawiam, że zaspał- mruknął Drake popijając sok dyniowy- jeśli zaraz nie wypije jakiegoś eliksiru pobudzającego to zasnę na numerologii- Drake i Sam mieli dodatkowe przedmioty, tylko, że ten drugi miał starożytne runy.
- Mugole nazywają to kawą- stwierdziła Lisa znów ziewając.
- Kawa smakuje jak jad bazyliszka przyprawiony kofeiną.
Spojrzałam na niego udając rozgniewaną.
- To jest najsmaczniejszy napój na świecie, ignorancie- powiedziałam prześmiewczo.
Drake przewrócił oczami. Zerknęłam znów na pergamin przede mną.
- Historia magii na początek piątku- jęknęłam- Chce już napisać SUM-y i mieć lekcje Binnsa z głowy. To jest naj...
Moje wywody przerwał James Potter, który niespodziewanie złapał mnie i Lisę za barki, chcąc nas przestraszyć.
- Zostałem kapitanem drużyny. W sobotę o dziesiątej robimy testy, ale wy możecie być spokojnie. Tylko po prostu przyjdzie trochę poćwiczyć.
-Dobra- odpowiedziałyśmy jednocześnie. James uśmiechnął się do nas i poszedł dalej do swoich znajomych z szóstego roku.
-Stęskniłam się za quitdditchem. W mugolskiej części Londynu dziewczyna na miotle to dziwny widok. - stwierdziła Lisa. Pochodziła z mugolskiej rodziny. Wakacje zawsze były dla niej przerwą od latania bo nie potrafiła jeszcze rzucać zbyt dobrych zaklęć zwodzących.
- Też nie ćwiczyłam jeszcze. Tata nienawidzi quitdditcha. Do tego podobno dekoncentruje Theę, gdy pracuje. W końcu raporty do Ministerstwa są takie ważne.- przewróciłam oczami.
Nagle podbiegł do nas Sam. Miał włosy w nieładzie jakby przed chwilą wstał- jak za pewne było.
-Zaspałem. - mówił zasapany- pobiegłem pod komnatę od eliksirów bez śniadania ale was nie było, więc uznałem, że tu jesteście. Lekcje się już zaczęły!
-Slughorn nas zabije- powiedziałam odstawiając kielich z sokiem dyniowym.- Chodźcie.
Wbiegliśmy do sali w czasie jakiegoś wykładu. Profesor obrócił się i spojrzał na nas.
-Spóźniliście się... Oh, panie Hall, przypuszczam, że coś wam wypadło, prawda?- zapytał patrząc na Drake'a.
- Noooo, tak- odpowiedział wymijająco.
Lisa nachyliła się do niego i szepnęła "Klub Ślimaka czeka" na co parskęłam śmiechem. To prawda, Drake był bardzo dobry z eliksirów. Podeszliśmy do swoich stanowisk.
- Właśnie mówiłem, że przez najbliższe dwie godziny będziecie wykonywać wywar radości. No- Slughorn klasnął w ręce- do pracy.
Wyjęłam podręcznik i znalazłam odpowiednią stronę. Skrzywiłam się na widok receptury. Niby w eliksirach nie było nic trudnego, ale zawsze coś mi się mieszało. To za dużo much siatkoskrzydłych, to o dwa obroty w prawo za dożo, to o trzy w lewo za mało.
Po godzinie mój wywar przybrał barwę fioletowego, w ogóle nie przewidzianą przez podręcznik. Nad kociołkiem Drake'a i kilku innych uczniów unosiły się lazurowe  bąbelki.
Zaczęłam się zastanawiać co znowu sknociłam, gdy nagle usłyszałam głos profesora Slughorna.
-Macie jeszcze dwadzieścia minut.
Świetnie. Raczej nie uzyskam już lazurowego koloru i bąbelków, pomyślałam.
-Drake- szepnęłam, dźgając przyjaciela z bok.- ratuj.
Chłopak spojrzał na mnie, potem na kociołek i znów na mnie.
- El...na prawdę?- był rozbawiony.
Wziął kilka moich ingrediencji . Dorzucił je kolejno do eliksiru, zamieszał trzy razy w prawo i pięć w lewo, i znów coś dodał. Wywar zmienił barwę na jasnoróżową. Według podręcznika była to przedostatnia faza.
-Koniec czasu!- doszedł mnie głos Slughorna- Wlejcie eliksir do podpisanej probówki i zostawcie do oceny.
-Dziękuję- szepnęłam do przyjaciela.
Przygotowałam probówkę i odstawiłam na biurko profesora. Wracając do stanowiska by się spakować coś przykuło moją uwagę. Konkretnie był to Drake. Stał nadal nad swoim kociołkiem. Przelał eliksir do dwóch probówek. Jedną schował do kieszeni szaty, a drugą poszedł zanieść do oceny. Udając, że nic nie widziałam zaczęłam się pakować.
Gdy wyszliśmy z komnaty podeszłam do niego i szepnęłam:
-Nie wiedziałam, że kradniesz.- uśmiechnęłam się.
-Po prostu czułem, że może się przydać.- wyszczerzył się.
_______________
Rozdział miał być wczoraj, ale okazało się, że czasu było za mało, więc jest dziś, a do tego mam coś jeszcze dla Was! :) Zajrzyjcie w zakładkę z boku "Dodatki", a tam będziecie mieć dodatkowe informacje na temat tej historii, póki co ni ma tego dużo, ale to się zmieni :)
Rozdział krótki bo krótki, ale... Mówię Wam, następne rozdziały będą długie!

1 komentarz:

Theme by violette