piątek, 6 listopada 2015

Rozdział II. Ślimaki i szlamy

Tydzień zleciał szybko. Nauczyciele bardzo poważnie traktowali SUM-y. W pierwszym tygodniu września zadano nam łącznie trzy wypracowania. Dwie stopy z transmutacji międzygatunkowej, jedną stopę z astronomii i dwie na eliksiry. Powinnam się za nie zabrać w piątek ale opcja rozmowy z Lisą, Drake'iem i Samem była atrakcyjniejsza. Dziś miałam iść na testy do drużyny, więc znów musiałam przełożyć lekcje na później. No cóż, są sprawy ważne i ważniejsze.
Rano w sobotę pełna energii ruszyłam na śniadanie. Przy stole Gryffindoru zobaczyłam Lisę.
-Hej- powiedziałam siadając obok niej.
-Cześć. Myślisz, że przyjdzie dużo osób?- spytała.
-Ja wiem- zastanowiłam się- robimy testy na cztery miejsca. Dwóch pałkarzy, obrońca i jeden ścigający. Choć myślę, że Lucy Swinton też zostaje w drużynie, jak my. Świetnie broni.
-I tak pewnie będzie dużo chętnych. James jest bardzo popularny.
-W sumie- stwierdziłam. James Potter był faktycznie sławny w Hogwarcie.
-Co do Pottera... Czytałaś ogłoszenie w pokoju wspólnym?
-Niue- odpowiedziałam jedząc jajka- A cou? Coś przeskrobał?
-Nie on. Jego ojciec. Harry Potter przychodzi w tym tygodniu robić nam warsztaty z obrony przed czarną magią. Sam się od kogoś dowiedział, że ma nas uczyć Zaklęcia Patronusa.
-Patronusa?!- zapytałam krztusząc się śniadaniem zdziwiona.
-No wiesz to taka dobra siła wyglądająca jak zwierzę. Chroni przed dementorami i w ogóle...
-Wiem co to jest, Lis! Chodzi o to, że to zaawansowana magia. Nie uczą jej w Hogwarcie.
-No tak, ale wiesz Harry Potter wyczarował go na trzecim roku. To nie może być znów takie strasznie trudne.
-W sumie co to dla nas- uśmiechnęłam się- Chodźmy już bo jeszcze się spóźnimy na testy.
Ruszyłyśmy więc do szatni gdzie przebrałyśmy się w barwy Gryffindoru. Na trybunach siedział Sam i Drake i kilku innych znajomych. Podeszłyśmy do Jamesa i Lucy. Tak jak przypuszczałam została w drużynie. Przed nami zbierało się coraz więcej ludzi.
-Hejka!- odezwał się James uciszając wszystkich zebranych- Cieszę się, że przyszło was tak dużo. Mamy trzy miejsca w drużynie. Potrzebujemy pałkarzy i ścigającego. Jeśli ktoś chciał latać za zniczem lub bronić pętli to może już wracać. Najpierw poproszę osoby na miejsce ścigającego!
Dojrzałam tam Melody Mites po której nigdy nie spodziewałabym się chęci grania w drużynie oraz Eriego Trica, który rzadko kiedy pojawiał się na meczach.
-W powietrze!- rzucił James i już znaleźliśmy się w górze- Wypuszczam kafla! Laia leci znicz!
Ujrzałam złoty błysk, który szybko zniknął. Przez pewien czas zamiast wypatrywać małej piłeczki przyglądałam się poczynaniom kandydatów do drużyny. Pewien drugoroczniak odpadł, gdy wsiadł na miotłę nie od tej strony. Jakaś dziewczyna w trzeciego roku została wyrzucona, gdy zaczęła krzyczeć na swoją miotłę, że nie leci tam gdzie ona chce. James już załamywał ręce, gdy w powietrze wzniósł się chłopak z burzą brązowych włosów. Był świetny. Latał jak mistrz. Trafił trzy na pięć goli Lucy co nie było łatwe.
-Panie i panowie! Mamy nowego...- w tym momencie zauważyłam znicza przy uchu Jamesa. Szybko zaczęłam tam lecieć. Wiatr zaczął rozwiewać mi włosy. Pęd powietrza uderzał mnie w twarz. Uwielbiałam to uczucie. Wszechogarniającej wolności. Gdy znikają problemy i liczę się tylko ja i złota piłeczka. Nim się zorientowałam trzymałam w ręku skrzydlatą piłkę. James przerwał swoją wypowiedź zdziwiony i lekko zachwiał się na miotle, gdy przypadkiem go trąciłam. Przybił mi piątkę z uśmiechem- Tak więc wracając...Mamy nowego ścigającego! Jak się nazywasz?- spytał brązowowłosego chłopaka.
-Hugo Weasley- odparł z uśmiechem.
-Super! Teraz potrzebujemy jeszcze pałkarzy! Zapraszam chętnych!
Wypuściłam znicz i spojrzałam na grupkę osób wsiadających na miotły. Było ich mniej. Ostatecznie przyjęliśmy Edwarda Bartona i Cole'a Rowella z mojego roku. W ciągu całych testów udało mi się złapać złotą piłeczkę dwadzieścia pięć razy. Przy okazji prawie zrzuciłam Lisę, gdy zobaczyłam błysk za jej plecami i na nią wpadłam.
Właśnie szłyśmy do szatni się przebrać, gdy naszym oczom ukazał się nikt inny jak Scorpius Malfoy zmierzający w naszym kierunku.
-Oj, Malfoy, przykro mi, nie zdążyłeś zobaczyć jaką mamy taktykę- powiedziała Lisa udając smutek.
Parsknęłam śmiechem. Nie zdziwiłoby mnie gdyby próbował podejrzeć nasze strategie. To do niego podobne.
-Zamknij się głupia szlamo- wycedził przez zęby.
Z chytrym uśmiechem powoli sięgnęłam po różdżkę.
-Expeliarmus!- krzyknęłam i już trzymała broń Malfoya w ręku.- Incarcerous! - magiczne liny zaczęły go oplatać z taką siłą, że przewrócił się na ziemię. Podeszłam do niego.- Odszczekaj to co powiedziałeś, nędzny robaku.
Nagle na moim ramieniu spoczęła ręka Lisy. Już myślałam, że powie coś w rodzaju "nie jest tego wart", ale ona rzekła coś zupełnie innego.
-Rozplącz go. Związany będzie miał problemy z wymiotowaniem.
Scorpius wyrażnie się przestraszył. Gdy cofnęłam moje zaklęcie zaczął uciekać, ale Lisa była szybsza.
-Slugsus Eructu!- krzyknęła, a blondyn zgiął się w pół wymiotując ślimakami. Zaniosłyśmy się śmiechem i ruszyłyśmy do szatni.

______
Przepraszam, że tak późno, ale czasu mało, bardzo mało. 
PS. Na WM (W mroku) jest pierwszy rozdział!
PS.2 Zajrzyjcie do zakładki "Dodatki" tam znajdziecie rozpis drużyn w tym roku- będzie wam łatwiej wszystko ogarnąć :)

sobota, 31 października 2015

Nowy blog!

Hejka!
Przychodzę do Was z nowinkami :)
Jeśli czytaliście zakładkę "Inne" to wiecie, że napisałam, iż wkrótce pojawię się na blogu "W ciemności". Nadszedł ten moment! 
Blog co prawda nie nazywa się "W ciemności", a "W mroku", ale na jedno wychodzi :)
Będę równolegle pisać oba blogi, nie zapomnę o żadnym, obiecuję :)


Nazywam się Jane Carver. I jestem najlepszą przyjaciółką Toma Marvola Riddle'a. Kim tak na prawdę był? Co nim kierowało? Jaka była p r a w d z i w a historia późniejszego Lorda Voldemorta?

czwartek, 29 października 2015

Rozdział I. Wywar radości

-Lis, co masz teraz?- spytałam, odgryzając kawałek tosta.
- Eeeeeeeeaaa- Lisa ziewnęła- eliksiry, dwie godziny. A ty?- odpowiedziała przyjaciółka. Spojrzałam na swój rozkład zajęć.
- Też. Daj mi swój plan- sięgnęłam nad jej śniadaniem. Miałyśmy cały tydzień te same lekcje. Nie zdziwiło mnie to. W trzeciej klasie Lisa nie zapisała się na żadne dodatkowe przedmioty. Twierdziła, że ma na to za mało czasu. Ja też nic nie wzięłam. I tak było tego za dużo.
-Gdzie jest Sam?- dopiero teraz zorientowałam się, że jest nas trójka.
- Obstawiam, że zaspał- mruknął Drake popijając sok dyniowy- jeśli zaraz nie wypije jakiegoś eliksiru pobudzającego to zasnę na numerologii- Drake i Sam mieli dodatkowe przedmioty, tylko, że ten drugi miał starożytne runy.
- Mugole nazywają to kawą- stwierdziła Lisa znów ziewając.
- Kawa smakuje jak jad bazyliszka przyprawiony kofeiną.
Spojrzałam na niego udając rozgniewaną.
- To jest najsmaczniejszy napój na świecie, ignorancie- powiedziałam prześmiewczo.
Drake przewrócił oczami. Zerknęłam znów na pergamin przede mną.
- Historia magii na początek piątku- jęknęłam- Chce już napisać SUM-y i mieć lekcje Binnsa z głowy. To jest naj...
Moje wywody przerwał James Potter, który niespodziewanie złapał mnie i Lisę za barki, chcąc nas przestraszyć.
- Zostałem kapitanem drużyny. W sobotę o dziesiątej robimy testy, ale wy możecie być spokojnie. Tylko po prostu przyjdzie trochę poćwiczyć.
-Dobra- odpowiedziałyśmy jednocześnie. James uśmiechnął się do nas i poszedł dalej do swoich znajomych z szóstego roku.
-Stęskniłam się za quitdditchem. W mugolskiej części Londynu dziewczyna na miotle to dziwny widok. - stwierdziła Lisa. Pochodziła z mugolskiej rodziny. Wakacje zawsze były dla niej przerwą od latania bo nie potrafiła jeszcze rzucać zbyt dobrych zaklęć zwodzących.
- Też nie ćwiczyłam jeszcze. Tata nienawidzi quitdditcha. Do tego podobno dekoncentruje Theę, gdy pracuje. W końcu raporty do Ministerstwa są takie ważne.- przewróciłam oczami.
Nagle podbiegł do nas Sam. Miał włosy w nieładzie jakby przed chwilą wstał- jak za pewne było.
-Zaspałem. - mówił zasapany- pobiegłem pod komnatę od eliksirów bez śniadania ale was nie było, więc uznałem, że tu jesteście. Lekcje się już zaczęły!
-Slughorn nas zabije- powiedziałam odstawiając kielich z sokiem dyniowym.- Chodźcie.
Wbiegliśmy do sali w czasie jakiegoś wykładu. Profesor obrócił się i spojrzał na nas.
-Spóźniliście się... Oh, panie Hall, przypuszczam, że coś wam wypadło, prawda?- zapytał patrząc na Drake'a.
- Noooo, tak- odpowiedział wymijająco.
Lisa nachyliła się do niego i szepnęła "Klub Ślimaka czeka" na co parskęłam śmiechem. To prawda, Drake był bardzo dobry z eliksirów. Podeszliśmy do swoich stanowisk.
- Właśnie mówiłem, że przez najbliższe dwie godziny będziecie wykonywać wywar radości. No- Slughorn klasnął w ręce- do pracy.
Wyjęłam podręcznik i znalazłam odpowiednią stronę. Skrzywiłam się na widok receptury. Niby w eliksirach nie było nic trudnego, ale zawsze coś mi się mieszało. To za dużo much siatkoskrzydłych, to o dwa obroty w prawo za dożo, to o trzy w lewo za mało.
Po godzinie mój wywar przybrał barwę fioletowego, w ogóle nie przewidzianą przez podręcznik. Nad kociołkiem Drake'a i kilku innych uczniów unosiły się lazurowe  bąbelki.
Zaczęłam się zastanawiać co znowu sknociłam, gdy nagle usłyszałam głos profesora Slughorna.
-Macie jeszcze dwadzieścia minut.
Świetnie. Raczej nie uzyskam już lazurowego koloru i bąbelków, pomyślałam.
-Drake- szepnęłam, dźgając przyjaciela z bok.- ratuj.
Chłopak spojrzał na mnie, potem na kociołek i znów na mnie.
- El...na prawdę?- był rozbawiony.
Wziął kilka moich ingrediencji . Dorzucił je kolejno do eliksiru, zamieszał trzy razy w prawo i pięć w lewo, i znów coś dodał. Wywar zmienił barwę na jasnoróżową. Według podręcznika była to przedostatnia faza.
-Koniec czasu!- doszedł mnie głos Slughorna- Wlejcie eliksir do podpisanej probówki i zostawcie do oceny.
-Dziękuję- szepnęłam do przyjaciela.
Przygotowałam probówkę i odstawiłam na biurko profesora. Wracając do stanowiska by się spakować coś przykuło moją uwagę. Konkretnie był to Drake. Stał nadal nad swoim kociołkiem. Przelał eliksir do dwóch probówek. Jedną schował do kieszeni szaty, a drugą poszedł zanieść do oceny. Udając, że nic nie widziałam zaczęłam się pakować.
Gdy wyszliśmy z komnaty podeszłam do niego i szepnęłam:
-Nie wiedziałam, że kradniesz.- uśmiechnęłam się.
-Po prostu czułem, że może się przydać.- wyszczerzył się.
_______________
Rozdział miał być wczoraj, ale okazało się, że czasu było za mało, więc jest dziś, a do tego mam coś jeszcze dla Was! :) Zajrzyjcie w zakładkę z boku "Dodatki", a tam będziecie mieć dodatkowe informacje na temat tej historii, póki co ni ma tego dużo, ale to się zmieni :)
Rozdział krótki bo krótki, ale... Mówię Wam, następne rozdziały będą długie!

sobota, 24 października 2015

Prolog "Intium"

-Mamo! Tato! Dostałam list z Hogwartu!- wykrzykiwała radosna jedenastoletnia dziewczynka. Czarne włosy leciały jej na twarz gdy biegła do rodziców.
-To cudownie, skarbie!- odparła jej mama i podeszła do niej by ją uściskać. Laia promieniała ze szczęścia. Tak długo czekała na tą chwilę. Spojrzała w bok na swojego tatę. Właśnie gratulował czegoś Thei. Jej siostra właśnie zaczynała 5 rok edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
-Tato?- dziewczynka powoli podeszła do swojego ojca.
-Och, tak, cudownie, słonko. Wiecie, że Thea została prefektem Ravenclawu?- zbył szybko Laię.
                                                                       ~.~
Ulica Pokątna była niesamowita. Kolorowa, piękna, a magia emanowała z każdego miejsca. Laia razem z mamą -tata musiał zostać w Ministerstwie Magii w pracy- udały się do Szat na wszystkie okazje Madame Malkin. Potem udały się do Esów i Floresów, skąd wyszły z naręczem podręczników. Następnie udały się kupić kociołek cynowy i ingrediencje do eliksirów oraz wybrały Laii małą sowę uszatkę, którą nazwała Debora. Na koniec udały się do Ollivandera. Tam wybrała ją różdżka cisowa z włóknem ze smoczego serca o długości 11 cali. Pod wieczór udały się do Floriana Fortescue (choć lodziarni nie prowadził już Florian, a jego syn) na lody by uczcić ten dzień.
                                                                       ~.~
O 11:00 w towarzystwie swoich rodziców i siostry Thei, Laia przyszła na peron 9 i 3/4. Dziewczynka miała na sobie jeszcze swoje codzienne ubrania- niebieskie, przetarte jeansy i luźną koszulkę z napisem “LONDON!”. Natomiast jej starsza siostra miała już na sobie szkolną szatę z godłem Ravenclawu i nową, lśniącą odznaką prefekta.
Rodzice pospieszali dziewczyny, ponieważ pociąg zaraz miał odjeżdżać. Thea ucałowała rodziców i wbiegła do pociągu . Laia jeszcze chwilę się zawahała, ucałowała rodziców, obiecała pisać do nich i ruszyła za Theą. Nie udało się jej jednak znaleźć wolnego przedziału, więc weszła do pierwszego, który rzucił jej się w oczy. W środku siedziały trzy osoby. Dziewczyna z długimi czarnymi włosami i trochę nieobecnymi ciemnoniebieskimi oczami. Obok niej siedział chłopak o brązowo- miodowych włosach i jasnoniebieskich oczach, które uważnie się w nią wpatrywały. Po przeciwnej stronie siedział chłopak z czarnymi włosami i szarymi oczami utkwionymi w oknie. Wszyscy wyglądali na jej wiek.
-Hej, mogę się dosiąść?- spytała pewnie Laia.
-Tak, jasne.- odpowiedział jej brązowowłosy chłopak. -Jestem Sam tak w ogóle.
-A ja Laia. Laia Enaborn.- odpowiedziała, gdy odstawiła kufer i klatkę z Deborą.
Wtedy oczy drugiej dziewczyny zwróciły się ku niej.
-Skoro już wszyscy się przedstawiamy, to jestem Lisa Evans.- uśmiechnęła się tajemniczo. Chłopak naprzeciwko niej odwrócił wreszcie wzrok od okna.
-Drake. Drake Hall.- uśmiechnął się przyjacielsko.- Jedziesz pierwszy raz do Hogwartu?
-Właściwie to tak... Aż tak to po mnie widać?
-W sumie to nie. Intuicja. My też jedziemy pierwszy raz. - znów się uśmiechnął
                                                                      ~.~
-Enaborn, Laia!- powiedziała profesor McGonagall, dyrektorka Hogwartu. Dziewczyna wstała z miejsca i pewnie podeszła do stołka przy profesorce. Dopiero gdy usiadła jej serce zaczęło bić szybciej. To ta chwila gdy dowie się gdzie trafi. Jaki dom w Hogwarcie przez siedem lat zastąpi jej własny. Profesor MacGonagall nałożyła jej na głowę Tiarę Przydziału.
-Hmmm...Ambicja, tak...Ale nie, nie to nie będzie Slytherine... Rozsądek masz, ale to nie będzie Ravenclaw...nie...Lojalność, wielka lojalność, ale...GRYFFINDOR!- ostatnie Tiara krzyknęła na tyle głośno by usłyszeli wszyscy. Laia z uśmiechem na ustach wśród oklasków ruszyła do stołu Gryffindoru. Chwilę potem przyłączyła się do niej Lisa, potem Drake, a na końcu Sam. Wszyscy byli w Gryffindorze.
Dyrektorka wygłosiła jeszcze krótką mowę przypominając o przestrzeganiu regulaminu, którego pełną wersję można znaleźć u woźnego Filcha oraz życzyła wszystkim miłego roku. Potem rozpoczęła się uczta. Na stołach pojawiły się talerze jedzenia. Od kurczaków przez ziemniaki po sałatki. Laia nie była szczególnie głodna, ponieważ w pociągu kupiła sobie jedzenie, ale jak mogła przegapić taką okazję? Jednak nim zdążyła nałożyć coś na talerz odezwała się Lisa:
-Czujecie?- spytała przejęta.
-Co czujemy? - odpowiedziała skołowana Laia.
-Teraz zacznie się przygoda.

____________________________________

Zabierałam się za ten prolog trzy albo cztery razy, ale ostatecznie myślę, że jest całkiem okay :)
Theme by violette